Słuchaj podcastu i obserwuj nas tam, gdzie Ci najwygodniej:
Posłuchaj podcastu o Włocławku w cieniu katedralnych wież:

Podczas ostatniej wizyty we Włocławku mieliśmy okazję spojrzeć na miasto z Góry św. Gotarda. Dziś spoglądamy z tego samego miejsca, by utwierdzić się w przekonaniu, że chyba właściwie określiliśmy je mianem leżącego w cieniu katedralnych wież i kominów fabrycznych. Pora na opowieść o przemysłowych tradycjach miasta na Kujawach.

Włocławek – keczup o dużym stężeniu azotu

Pierwsze hasła, które przychodzą do głowy w związku z fabryczną tożsamością Włocławka, to chyba azoty oraz keczup. Wiadomo – pomidor jest rośliną wymagająca, zatem właściwie opracowany plan nawożenia jest jednym z kluczy do uzyskania owoców, które będą godne miana prawdziwie włocławskich. Keczup jest dla Włocławka tym, czym serek homogenizowany dla Radomia, więc aż dziw bierze, że na Kujawach  nie postawiono jeszcze pomnika keczupu. Tak, tak! Drodzy włocławianie – Radom ma pomnik serka homogenizowanego, więc szkoda byłoby nie skorzystać z tak zadziwiającej inspiracji. Mówi się, że imitacja jest najwyższą formą pokory, pokora natomiast – fundamentem cnót. Mieszkańcy Włocławka są zaś ludźmi cnotliwymi – i to nie tylko dlatego, że nad miastem góruje majestatyczna katedra.

Historia przemysłu we Włocławku

Azoty i keczup to stosunkowo nowa sprawa. Chemiczny gigant rozwija się we Włocławku od roku 1966, natomiast pomidorowy specjał produkowany jest jakąś dekadę dłużej. Trzeba jednak wiedzieć, że korzenie miejscowego przemysłu sięgają znacznie głębszych pokładów przeszłości. Opowieść należałoby zacząć od roku 1816, kiedy z miastem na Kujawach związali się panowie Bohm – bracia pochodzący z również kujawskiej Bydgoszczy. To ich pomysłowość i pracowitość położyły fundament pod przyszłe znaczenie przemysłowego ośrodka u ujścia Zgłowiączki. O Wilhelmie i Ferdynandzie Bohmah trzeba też powiedzieć, że potrafili myśleć „out of the box” i w tym przypadku nie jest to komunał. Oni naprawdę potrafili patrzeć na świat w ten sposób.

Przetwórnia cykorii we Włocławku

Panowie umyślili sobie produkcję kawy z cykorii – i może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w okolicach Włocławka cykoria była rośliną raczej nieznaną, a już na pewno nieuprawianą. Mamy zatem facetów, którzy postanowili opuścić rodzinną Bydgoszcz i przenieść się do Włocławka, by tam prowadzić produkcję w oparciu o surowiec, którego nie ma w okolicy. Całkiem odważnie. Pierwszy transport suszonych korzeni przypłynął z Gdańska i –  jak można dowiedzieć się ze wspomnień miejscowych – uczynił niemałą sensację. Jest coś symbolicznego w dokładnej nazwie rośliny, ponieważ jej pełne imię to cykoria podróżnik. Cóżw tym kontekście nie powinna dziwić skłonność samych Bohmów do przemieszczania się, a także fakt, że pierwsza partia surowca musiała odbyć niemałą podróż, zanim trafiła do Włocławka. Popularność „kawy” z cykorii sprawiła, że w niedługim czasie okolica zakwitła na niebiesko.

Produkcja w biskupim mieście

Na początku zaplecze produkcyjne rozrzucone było po mieście. Fermentacja korzeni odbywała się w piwnicach pałacu biskupiego, w czym chyba najlepiej skupia się obserwacja, że Włocławek w istocie jest miastem w cieniu kominów i katedralnych wież. Po pewnym czasie Bohmowie zakupili teren, na którym mogli skupić całą swoją działalność na wszystkich jej etapach. Padło na podłwocławską wieś – osadę, która jest dziś dzielnicą miasta. Mowa o Zazamczu. Już sama nazwa tego zakątka każe nam wrócić do biskupiego charakteru grodu, ponieważ zamek, względem którego orientowana była wioska, to właśnie siedziba biskupów.

Dawne Zazamcze rozciągało się zaraz przy granicy miasta i zaczynało o rzut cykorią od katedry. Wystarczyło przejść przez mostek na Zgłowiączce, by być na miejscu. Wybór tego punktu nie był zapewne przypadkowy, ponieważ rzeka i miasto, a co za tym idzie – przemysł –  to sprawdzona kombinacja i przepis na sukces.

We Włocławku jak w Berlinie

Nie tylko Włocławek zwariował na punkcie kawy z cykorii. W zasadzie można powiedzieć, że za sukces tego produktu odpowiada sam Fryderyk Wielki, a pierwszym miastem, które rozsmakowało się w naparze, był Berlin. Inna sprawa, że berlińczycy zostali do tego zmuszeni. Wiadomo jednak, że człowiek do wszystkiego się przyzwyczai, a z czasem nawet zacznie wychwalać niedolę, która go spotkała. Fryderyk, mając na uwadze, że kawa jest naprawdę droga, polecał swoim poddanym, by pili piwo. Gdy ci utyskiwali, że piwo – choć dobre – różni się jednak od kawy, sięgnięto po cykorię. Niepokoje społeczne związane z przymusową rezygnacją z ziaren kawowca były tak duże, że do dziś można znaleźć ich odzwierciedlenie w sztuce. Sam Jan Sebastian Bach postanowił skomentować sytuację, komponując Kantatę o kawie. Mówimy jednak o czasie, który kilkadziesiąt lat poprzedza włocławski biznes Bohmów.

Pamiątka z celulozy

Spadkobierczyni „cykorii” Bohmów działa do dziś, będąc zakładem znanego koncernu o światowym zasięgu. Można zatem powiedzieć, że marzenie braci spełniło się, a ich zakład „wyrósł wielkim i rozszerzył swą działalność o produkcję licznych i niezbędnych produktów”. Podobnego szczęścia nie miała „celuloza”, po której zostały nieliczne pamiątki.

Ten biznes, podobnie jak przetwórnia cykorii, to dzieło rodzonych braci. Marks i Izydor Cassirowie przybyli na Kujawy z Berlina, mając już niemałe doświadczenie w produkcji papieru. Na inwestycję we Włocławku zdecydowali się ze względu na niskie ceny drewna, dostęp do wielkiej, spławnej rzeki, ale też dostęp do rzeki jako kanału odbierającego zanieczyszczenia przemysłowe. U schyłku XIX wieku rozpoczęli budowę, która ostatecznie doprowadziła do powstania największej fabryki w mieście. Zakład działał niemal sto lat i ostatecznie zamknięto go w roku 1994, jednak jeszcze długo po tym nad miastem górowały dwa kominy wyrastające przy ulicy Łęgskiej.

Fabryka nie tylko na stałe wpisała się w historię włocławskiego przemysłu, ale weszła też do literatury i filmu. Być może mało kto czyta dziś Pamiątkę z celulozy Newerly’ego, może mało kto sięga po Celulozę i Pod gwiazdą frygijską – filmy Kawalerowicza oparte na wspomnianej prozie. A należałoby – podobnie zresztą, jak należałoby sięgnąć po Bliznę Kieślowskiego, by dopatrzeć się tam włocławskich „azotów”, które w ujęciu lotniczym brawurowo „zagrały” kombinat w Olecku.

Włocławski fajans – życie po życiu

Slangowe (dziś raczej boomerskie) określenie czegoś mianem „fajansu” dalekie jest od komplementu. „Fajansiarzami” nazywa się też ludzi kiepsko ogarniętych, frajerów, niechlujów i brudasów. To dość krzywdzące skojarzenia, ponieważ fajans to niezwykły materiał, który pozwala na produkcję prawdziwych dzieł sztuki. Zacznijmy zatem od tego, czym fajans jest dosłownie, a nie w przykrej przenośni. To materiał ceramiczny podobny do porcelany. Powstaje z zanieczyszczonego kaolinu, a nazwę zawdzięcza włoskiemu miastu Faenza.

Włocławskie tradycje w tym zakresie nie są może tak imponujące jak we Włoszech, ale i tak jest się czym chwalić. Pierwszy zakład rzeczonej branży powstał już w latach siedemdziesiątych XIX wieku, a ostatecznie w mieście działały aż cztery fabryki tego typu. Największym kompleksem produkującym fajans były zakłady Teichfelda i Asterbluma, a także fabryka Leopolda Czamańskiego. Dziś teren po pierwszym z wymienionych zajmuje największe w mieście centrum handlowo-rozrywkowe. Nazwa kompleksu, czyli Wzorcowania, wprost nawiązuje do funkcji jednego z budynków fabryki. Chociaż we Wzorcowni nie produkuje się już fajansu, od pewnego czasu działa w mieście wytwórnia, która pełnymi garściami czerpie z bogatej tradycji. Jej siedziba mieści się przy ulicy o interesującej nazwie. Kto ma ochotę na ceramiczny Włocławek, powinien wybrać się na Falbankę.

Organy od Biernackiego

Wizytę w przemysłowym Włocławku kończymy w zakładzie, który najlepiej wpisuje się w katedralny charakter miasta. To Fabryka Organów Dominika Biernackiego – „kujawskiego Ladegasta”. Zakład działał z początku w Płocku, później Dobrzyniu nad Wisła, by osiąść wreszcie we Włocławku. To z zakładu Biernackiego pochodzą doskonałe instrumenty, do dziś brzmiące w licznych kościołach, niekiedy bardzo oddalonych od stolicy Kujaw. Dominik Biernacki budował instrumenty od podstaw, a czasami też modernizował starsze. Jego dzieła znajdziemy na Jasnej Górze w Częstochowie, w kościele św. Elżbiety we Lwowie, w łódzkiej katedrze oraz kościele Najświętszej  Marii Panny w Toruniu.

Przemysłowe armaty pośród kwiatów
Przeczytaj więcej na ten temat:
  1. Fabryka cykorii we Włocławku – BOHM
  2. Najstarsza włocławska fabryka – imponujące dziedzictwo rodziny Bohmów
  3. Roślina  niczym znak drogowy (o cykorii)
  4. Aleksandra Richie, Metropolia Fausta. Tom I.
  5. Znikająca Polska, Piotr Witwicki

Obrazy ilustrujące artykuły są kompilacją materiałów z wikipedia.org, fotopolska.eu, kpbc.umk.pl, fbc.pionier.net.pl, dostępnych repozytoriów motywów graficznych oraz zdjęć własnych.