Słuchaj podcastu i obserwuj nas tam, gdzie Ci najwygodniej:
Partnerem odcinka jest Poznańska Lokalna Organizacja Turystyczna

Dziś jesteśmy w Poznaniu – mieście historycznej i architektonicznej obfitości. Nic więc dziwnego, że bez trudu da się przygotować listę dziesięciu mniej znanych miejsc i obiektów, które należy zobaczyć, zbaczając z utartych szlaków. Prawdę mówiąc, z łatwością dałoby się zestawić ranking znacznie dłuższy, ale ponieważ niedosyt lepszy od przesytu, zaprezentujemy dziś zaledwie skromny wycinek tego, co można zobaczyć. Architektura tego odcinka nie jest owocem jedynie naszej pracy, a połowa prezentowanych obiektów to pomysły i sugestie człowieka, który doskonale zna się na tych sprawach. Współtwórcą tego odcinka jest bowiem Pan Wojciech Mania – Kierownik Działu Promocji Turystycznej Poznańskiej Lokalnej Organizacji Turystycznej, któremu serdecznie dziękujemy za pomoc.

Czy znasz największe atrakcje Poznania?

Nie powinno być problemów z odpowiedzią na to pytanie. Oczywiście słynne koziołki, a skoro one, to i majestatyczny Ratusz, w którym mieszkają. Wielką atrakcją miasta jest również Ostrów Tumski z „tumem” właśnie, czyli katedrą. Do tego rogal świętomarciński, Studzienka Bamberki, Międzynarodowe Targi Poznańskie i… kilka wielkich centrów handlowych z kultowym, jak to się dzisiaj mówi, Starym Browarem. Niemniej „kultowa” od wspomnianego jest zielona „bimba” oraz Jezioro  Maltańskie z szeroko pojętym zapleczem. Coś jeszcze? Jasne, że tak, ale nie na rzeczach znanych i popularnych mieliśmy się dziś skupiać. Zaczynamy spacer!

1. Co ma Freddie do Głogowskiej?

Freddie Mercury doczekał się ulicy swojego imienia w Warszawie, w czym wielka zasługa miłośnika stolicy i zespołu Queen – Pawła Otrębskiego. Gwiazdor nigdy nie był na Mazowszu, a przynajmniej nic na ten temat nie wiadomo. Nie był też w Wielkopolsce, choć można powiedzieć, że duchem musiał zajrzeć do Poznania. Teledysk do „Radio Ga-Ga”, jak i sam otwór, są doskonale znane nie tylko „wyznawcom” Freddiego. Wielu miłośników muzyki i kina wie również, że kadry pożyczone do klipu to urywki słynnego filmu „Metropolis” w reżyserii Fritza Langa. No dobra – ale gdzie w tym wszystkim Głogowska? Może po kolei. Każdy, kto wysiada na dworcu Poznań-Główny, już po chwili ma okazję ujrzeć jeden z symboli miasta – iglicę górującą nad terenem Międzynarodowych Tragów Poznańskich. To obiekt z lat pięćdziesiątych XX wieku, choć trzon, na którym stoi, jest znacznie starszy. W roku 1911 pobudowano tu słynną Wieżę Górnośląską – dominantę terenu przygotowanego pod Wystawę Wschodnioniemiecką. Jej kształt tak bardzo urzekł Langa, że ten postanowił „zacytować” obiekt w swym słynnym dziele. Tym sposobem poznańska wieża weszła do światowej kinematografii, co jest tym cenniejsze, że zniknęła z pejzażu miasta.

Relikty Wieży Górnośląskiej (fot. Wojciech Mania)
Kadr z filmu "Metropolis" F. Langa i wieża inspirowana Wieżą Górnośląską

Kim był Hans Poelzig?

Twórcą wieży był Hans Poelzig – prawdziwa gwiazda ówczesnej architektury. Poznańska realizacja, a raczej to, co z niej zostało, nie jest jedynym dziełem Poelziga, które można znaleźć na naszych ziemiach. Nie trzeba zresztą szukać daleko, bo wystarczy przejażdżka do Lubonia i wizyta w tamtejszej fabryce chemicznej. Stojący tam magazyn superfosfatu to inne imponując dzieło architekta, zwane zresztą „halą Poelziga”. Miłośnicy pana Hansa powinni też zajrzeć do Wrocławia, Pszowa, Oleśnicy, Lwówka Ślaskiego i Bytomia.

Hala Poelziga (fot. Jakub Pindych)
Pierwszy horror w historii kina

Poelzig był nie tylko architektem, ale też scenografem filmowym i teatralnym. Jego największym dziełem w tym zakresie była chyba scenografia do „Golema” Paula Wegenera. Film powinien interesować nas z dwóch względów – po pierwsze, bo był ponoć pierwszym horrorem w dziejach, po drugie natomiast – Paul Wegener urodził się w okolicach Wąbrzeźna, może więc zajrzymy kiedyś i do tego miasta, bu opowiedzieć o nim więcej.

Hala Poelziga (fot. Jakub Pindych)

2. „Osada”

„Osada” – to brzmi jak tytuł horroru. Zmieniamy jednak klimat, udając się w kierunku prawdziwej sielanki. Trasa spaceru wiedzie nas na Wildę, dokładniej zaś – na starą drogę mosińską, czyli dzisiejszą ulicę 28 czerwca 1956 r. Cała ta okolica, to znaczy rejon skrzyżowania z ulicą Wspólną, nie jest może sielankowa na pierwszy rzut oka, ale wystarczy nieco więcej dociekliwości, by odkryć skarb schowany za parawanem zielonej, narożnej kamienicy. W jej podwórku wyrasta bowiem malownicza kolonia domów kolejowych. Domki są surowe w wyrazie i pozbawione zbędnego detalu, a ich duch przywodzi na myśl klimat żywcem wyjęty z Amsterdamu i Manchesteru jednocześnie.  Kolonia może też kojarzyć się z katowickim Nikiszowcem. Za projektem nie stoją co prawda słynni Emil i Georg Zillmannowie, ale kto miałby ochotę poszukać ich prac w Poznaniu, znajdzie! Mówiliśmy przecież, że Poznań to miasto architektonicznej obfitości… Dziełem wspomnianych jest Szpital im. Heliodora Święcickiego przy ulicy Przybyszewskiego. Założenie pięknie gra czerwienią cegły i zielenią wyrośniętych dziś drzew.

Wracajmy jednak do „Osady”, bo tak nazywają osiedle sami jego mieszkańcy. Założenie powstało w latach 1913-16, a sąsiaduje z miejscem, który w powszechnej wyobraźni bardzo kojarzy się z Poznaniem i jego historią – mowa o słynnej fabryce Cegielskiego. Nie bez powodu więc ulica, przy której jesteśmy, upamiętnia swą nazwą przełomowy i tragiczny Poznański Czerwiec.

Osiedle robotnicze na Wildzie (fot. Wojciech Mania)

3. Latające świnie i cygara, czyli gdzie stała hala sterowcowa w Poznaniu

Pora zajrzeć na Winogrady, by poszukać śladów po latających świniach i cygarach. Pan Wojciech ostrzega jednak, że to niezłe ćwiczenie dla wyobraźni, bo zbudowana w 1913 roku „Zeppelin Halle” nie istnieje. A była spora. Jak duży był to obiekt? Oddajmy głos naszemu przewodnikowi: 170 m długości i 28 metrów wysokości, czyli była tylko jakieś dwa piętra niższa od okolicznych 13-kondygnacyjnych wieżowców. Hala została częściowo zniszczona podczas bitwy o Poznań na początku 1945 roku. Drewniane i metalowe pozostałości po zbędnym już, choć ogromnym budynku, zagospodarowali okoliczni mieszkańcy. Dziś stoją tu winogradzkie osiedla z lat 70. Jak na dzisiejsze standardy – projektowane rozrzutnie, z mnóstwem otwartych przestrzeni i zieleni. No dobra – ale czy znajdziemy jakieś konkretne, namacalne relikty tego wielkiego obiektu, czy pozostanie nam dalsze ćwiczenie wyobraźni? Pan Wojciech pociesza – spacerując po Parku Władysława Czarneckiego, można poszukać pomiędzy krzewami betonowych płyt i metalowych obręczy, służących do cumowania „zeppelinów”. A w pasie zieleni pomiędzy jezdniami Al. Solidarności można wypatrzyć betonowe murki w kształcie łuków – to relikty fundamentów wielkich rozsuwanych wrót do hali.

Relikty hali sterowców (fot. Wojciech Mania)
Gdzie jeszcze szukać hal sterowcowych?

Można więc, przykładem ludzi, którzy uwiązują pieska pod sklepem, uwiązać swój sterowiec i wskoczyć na zakupu do osiedlowego warzywniaka. Dodajmy tylko, że Poznań nie był jedyna pruską twierdzą, która miała rozbudowane zaplecze dla sterowców. Innym wielkim ośrodkiem wojsk balonowych był na przykład Toruń. Hala sterowcowa w Grodzie Kopernika stała mniej więcej tam, gdzie dziś Arena Toruń. Niestety torunianie nie mają tyle szczęścia, co mieszkańcy Poznania, ponieważ nie ostały się chyba żadne pozostałości infrastruktury dla zeppelinów. Na pewno zaś nie ma cum, do których można było uwiązać niesforną świnię. Podobno elementy konstrukcji toruńskiej hali trafiły do Łodzi, gdzie stały się budulcem inne hali – obiektu na potrzeby Wytwórni Filmów Fabularnych.  Wracajmy jednak nad Wartę.

Relikty hali sterowców (fot. Wojciech Mania)

4. Wielkopolscy męczennicy, czyli Fort VII Twierdzy-Poznań

Przez chwilę jeszcze zostaniemy w obrębie skojarzeń poznańsko-toruńskich, ponieważ kolejnym punktem naszego spaceru jest Fort VII. To potężny obiekt wchodzący w skład umocnień fortowej Twierdzy Poznań. Nie czas i miejsce, by opowiadać dłużej o poznańskich umocnieniach, nakreślmy zatem jedynie ogólne ramy przestrzenne i historyczne, w jakich powstały te niezwykłe obiekty. Poznańskie umocnienia doby pruskiej można podzielić na dwa zasadnicze typy. Pierwszy z nich to twierdza poligonalna, czyli wokółmiejski obwód umocnień. Dzieła te powstawały od lat 20. do schyłku lat 60. XIX w. Do naszych czasów zachowały się raczej skromne relikty tamtych urządzeń, ale kształt twierdzy poligonalnej jest nadal czytelny w przebiegu ulic oraz klinów śródmiejskiej zieleni. Wystarczy spojrzeć choćby na kształt ulicy Kościuszki i Kazimierza Wielkiego, by zrozumieć, że są to drogi biegnące dawniej wzdłuż umocnień. Również słynne Rondo Kaponiera to po części pamiątka tamtych fortyfikacji, ponieważ nazwę zawdzięcza kaponierze kolejowej, która powstała na skrzyżowaniu drogi wybiegającej z Bramy Berlińskiej oraz linii kolejowej, ocierającej się o zachodni front poligonalnego rdzenia twierdzy. Kaponiera jest jednak elementem powstałym już podczas modernizacji i przebudów, jakim poddano poznańską twierdzę w latach 70 XIX w.

Fort VII (fot. Marek Zakrzewski)
Historia Twierdzy-Poznań, czyli co było dalej

No właśnie – lata siedemdziesiąte to istotna cezura w dziejach umocnień nad Wartą. W roku 1872 zakwalifikowano poznańską twierdzę do grona 17 twierdz pierwszej kategorii, co wiązało się z wielką rozbudową umocnień. Właśnie wtedy zaczęto wytyczać twierdzę fortową, czyli system umocnień złożony z kilkunastu samodzielnych dzieł, usytuowanych 3,5-5,5 kilometra od centrum miasta. Fortom towarzyszyły też dziesiątki pomniejszych budowli. Fort VII jest zatem jednym z elementów tego systemu.

Fort VII (fot. Marek Zakrzewski)
Tragiczny koniec Stefana Cybichowskiego

Fort VII interesuje nas jednak z innego powodu. Oddajmy głos naszemu przewodnikowi: to w tym forcie Niemcy zorganizowali już pod koniec 1939 roku pierwszy na okupowanych polskich ziemiach obóz koncentracyjny i wykorzystali gaz do mordowania ludności cywilnej. To miejsce pamięci, które trzeba odwiedzić, będąc w Poznaniu – działa tu Muzeum Martyrologii Wielkopolan.

Jedną z ofiar obozu urządzonego w forcie był wybitny poznański architekt – Stefan Cybichowski. Jego dzieła znajdziemy nie tylko nad Wartą, ale też w wielu innych miastach. Jeśli chodzi o Poznań, zaprojektował między innymi kilka obiektów na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich, Zespół Szkół Handlowych, dawną palmiarnię, reprezentacyjną bramę Ogrodu Botanicznego oraz kościół św. Stanisława Kostki. Trzeba zresztą powiedzieć, że na polu projektowania obiektów sakralnych był Cybichowski szczególnie aktywny. Przeprowadził przebudowę zabytkowego kościoła św. Marcina w Poznaniu, gruntownie wyremontował kościół Klarysek oraz farę w Bydgoszczy, zaprojektował rozbudowę kościoła parafialnego w podbydgoskim wówczas Fordonie. Dziełem Cybichowskiego są również klasztor Redemptorystów w Toruniu, kaplica Matki Boskiej Częstochowskiej w Chełmży oraz kościół św. Teresy w Kruszwicy, a to tylko część jego realizacji.

Fort VII (fot. Marek Zakrzewski)

Wytłumaczmy tylko, skąd zasygnalizowane na początku skojarzenie z Toruniem. Otóż Toruń również znalazł się w gronie pruskich twierdz I stopnia. Również powstała tam twierdza fortowa i – tragicznym zbiegiem okoliczności – to także Fort VII tamtejszej twierdzy stał się niemieckim obozem i katownią podczas II wojny światowej.

5. Dalej jedziemy bimbą!

Poznań to nie tylko zielone tramwaje, zwane tu „bimbami”, ale też zielone przystanki komunikacji miejskiej. I nie mamy na myśli popularnego dziś trendu, zgodnie z którym projektuje się wiaty z trawą rosnącą na dachu lub pergolą, po której pną się powoje. Zielony przystanek tramwajowy, który polecamy zobaczyć, zawdzięcza swą barwę farbie olejnej. Niepozorny domeczek sto przy zbiegu ulic Wołyńskiej i  Małopolskiej, a powstał w roku 1913. Do roku 1924 poczekalnia tramwajowa stała przy placu Spiskim, po czym przeniesiono ją w związku z przedłużeniem linii tramwajowej. To prawdziwy unikat. Innymi miastami, które mogą się pochwalić drewnianymi obiektami dla obsługi podróżnych, są Gdańsk oraz Łódź. W pewnej mierze do wspomnianej listy da się dołączyć Toruń z jego „grzybkiem” przy ulicy Bydgoskiej.

Zielona bimba

6. Zawijamy do portu

A skoro jesteśmy już w Parku Sołackim, zerknijmy na inny budynek, który – choć w mieście znany – kryje historię może i zapomnianą. Tak opisuje go Wojciech Mania: „Port Sołacz” – niby miejsce znane, bo w środku jednego z piękniejszych i popularniejszych parków i taka 'fancy’ restauracja, ale niewiele osób pamięta, że budynek, w którym się znajduje, ma ciekawą historię. Jest bowiem jednym z nielicznych reliktów Wystawy Wschodnioniemieckiej z 1911 roku, która odbywała się na terenie dzisiejszych Międzynarodowych Targów Poznańskich. Pawilon był tam winiarnią. Po wystawie, w 1912 roku, został przeniesiony do parku, towarzyszącemu wówczas nowej, eleganckiej dzielnicy willowej Sołacz, która była inspirowana ideą „miast-ogrodów” E. Howarda. Tak stał się restauracją „Parkową”, a jej dzisiejsza nazwa to „Port Sołacz”. Ruszajmy w dalszą drogę, bo czeka nas podróż na drugi koniec miasta.

Port Sołacz (fot. Jakub Pindych)

7. Tajemnica lotniska w Krzesinach (a przynajmniej jego okolic)

W dobie napiętej sytuacji międzynarodowej nie będziemy ryzykować zwiedzaniem samego lotniska, udamy się natomiast ledwie kilka kroków od tego miejsca. Kiedy patrzy się na tę część miasta z lotu ptaka, co w kontekście lotniska jest przecież nieuniknione, uwagę przykuwa układ przestrzenny dawnej wsi. Jej centrum stanowi kształt zbliżony do wrzeciona. Taki układ zabudowy nazywany jest owalnicą. Centra osad urządzonych w ten sposób były zabudowane obiektami wspólnymi dla wszystkich mieszkańców – i taka też jest w Głuszynie, gdzie na placu stoi gotycki kościół pod wezwaniem św. Jakuba. Układ przestrzenny wsi, podobnie jak i kościół, to cenne zabytki. Wejdźmy na chwilę do środka, by zerknąć na prospekt organowy. Może dopisze nam szczęście i nawet uda się usłyszeć, jak brzmi ten instrument.

Organy genialnego Ladegasta

Organy to dzieło warsztatu Fryderyka Ladegasta – jednego z największych organmistrzów wszech czasów. Pan Fryderyk urodził się w okolicach Lipska, a fachu uczył się u największych specjalistów w branży. Głuszyński instrument oddano do użytku w roku 1884, ale warto dodać, że nie są to jedyne organy autorstwa Ladegasta, które można znaleźć w okolicy. Drugi instrument genialnego konstruktora uświetnia bowiem liturgię i cieszy uszy bywalców poznańskiej fary. Poprzez dzieło Ladegasta głuszyński kościół staje w jednym rzędzie z katedrą w Tallinie, katedrą w Schwerinie, katedrą w Merseburgu, a także słynną salą koncertową Musikverein we Wiedniu. Ladegast stworzył też instrumenty dla prywatnych zleceniodawców w Nowym Jorku i Moskwie. Jego dział da się podobno znaleźć nawet w Australii i Senegalu! Brzmienie wspaniałych głuszyńskich organów może zagłuszyć jedynie sonic boom latających na niskim pułapie myśliwców.

Na marginesie dodajmy, że głuszyński kościół powstał dzięki Mikołajowi Przedpełkowicowi z rodu Łodziów. O innej znamienitej postaci tego herbu wspominaliśmy, zwiedzając Włocławską katedrę.

8. Gdzie urodził się Edmund Strzelecki?

Skoro jesteśmy w tych okolicach, a w dodatku – co by nie mówić – jesteśmy podróżnikami, poszukajmy pamiątek po człowieku, który urodził się w Głuszynie, a umarł w Londynie. Mowa o Pawle Edmundzie Strzeleckim, pierwszym Polaku, który indywidualnie i za własne pieniądze okrążył świat. Strzelecki zasłynął przede wszystkim jako wnikliwy badacz Australii i odkrywca geologicznych tajemnic tego kontynentu. To dzięki niemu najwyższy szczyt Wielkich Gór Wododziałowych nazywany jest Górą Kościuszki. Strzelecki zresztą i sam został patronem kilku szczytów, do dziś dumnie noszących nazwisko odkrywcy rodem z Głuszyny. Prochy podróżnika zostały po latach sprowadzone do Poznania i spoczęły w Krypcie Zasłużonych Wielkopolan. Pan Edmund doczekał się również kilku pomników.

Małe post scriptum – kilkanaście lat temu powstał pomysł, by odbudować dwór, w którym urodził się Strzelecki. Został po nim zarys fundamentów oraz schody. Można mieć wrażenie, że koncepcja jednak upadła.

9. Wskrzeszenie Łazarza

Aby odkryć jeden z najbardziej niezwykłych budynków Poznania, trzeba udać się na ulicę Niedziałkowskiego 30. Dziś to samo centrum miasta i zakątek oddalony o dosłownie kilka kroków od finansowego serca Poznania. Spójrzmy jednak na miasto oczyma ludzi sprzed wieków, uwzględniając skalę dawnych ośrodków. Na Stary Rynek jest stąd ponad kilometr, co wymaga kilkunastu minut spaceru. Jeszcze dalej jest do Poznania przedlokacyjnego. Można zatem powiedzieć, że w kontekście dawnej skali i odległości, jest to miejsce leżące raczej na uboczu. Właśnie ten fakt przesądził o tym, że w interesującym nas punkcie lokowano leprozorium, czyli szpital dla trędowatych. Cóż – nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć, dlaczego cierpiących na tę przypadłość izoluje się od skupisk ludzkich. Przyjmuje się, że szpital powstał w wieku XIII, konkretniej zaś – po roku 1244. Skromny budynek, który oglądamy, to właśnie ten przytułek, tyle tylko, że na przestrzeni wieków wielokrotnie przebudowany.

Granica między Wildą i Łazarzem

Prowadzeniem szpitala zajął się Zakon Świętego Łazarza, stąd też osadę, która wyrosła wokół zabudowań, zaczęto wreszcie określać imieniem świętego. Hola, hola – powiedzą ci, którzy trochę lepiej znają Poznań. Przecież budynek, który oglądamy, leży na Wildzie. Łazarz to przecież kawałek, nawet spory kawałek, dalej. Wszystko to prawda. Dawny Łazarz obejmował znacznie większy obszar, ale po przeprowadzeniu przez miasto kolei został po prostu przecięty. Odtąd jego jądro, czyli dawne leprozorium, znalazło się w obrębie Wildy, a Łazarz został wskrzeszony, a raczej wskrzesił się sam, za magistralą kolejową, gdzie spokojnie leży sobie do dziś.

10. Duch miasta, czyli okolice katedry

Żeby zrozumieć Poznań, trzeba poznać ducha miasta. Ten, co niezwykłe, przybrał materialną formę, dzięki czemu da się go zgłębić, używając zmysłów i przyrodzonych sił. Wystarczy zajrzeć na ulicę księdza Posadzego na Ostrowie Tumskim. Wsłuchajmy się w zachętę naszego przewodnika: nad ulicą góruje „Przekrój (P)poznania”. Tę nowoczesną instalację artystyczną zaprojektował Łukasz Gruszczyński. Jej charakterystyczny kształt nawiązuje do przekroju wałów grodu Mieszka I i wskazuje ich wysokość. Warto zwrócić uwagę na drewniane elementy instalacji – pochodzą z wykopalisk archeologicznych i naprawdę były użyte przed bez mała tysiącem lat do budowy grodowych wałów. Ich relikty są prezentowane w Rezerwacie Archeologicznym Genius loci. Można tam również spojrzeć w oczy mieszkańców Poznania sprzed wieków…  Czy trzeba lepszej zachęty, by w spacerze po  mieście uwzględnić ten oddział Muzeum Archeologicznego?

Przekrój (P)Poznania (fot. Wojciech Mania)
Co jeszcze zobaczyć w Poznaniu?

Jako się rzekło, „topowa dycha” nie zamyka zestawienia. Mamy zatem nadzieję, że w przyszłości zajrzymy do bamberskiej zagrody, starej zajezdni tramwajowej oraz nad wyschnięte koryto Warty. Jest również szansa, że zgłębimy historię poznańskich nekropolii, by wspomnieć choćby kilka cmentarzy, które ustąpiły miejsca terenom targowym.

Świnię trzeba dobrze uwiązać, by nie zobaczyła gwiazd
Przeczytaj więcej na ten temat:
  1. Poznań. Przewodnik po zabytkach i historii, pod redakcją Janusza Pazdera
  2. Atlas architektury Poznania, pod redakcją Janusza Pazdera
  3. Poznański szlak forteczny
  4. Zabytkowa poczekalnia tramwajowa na poznańskim Sołaczu
  5. Zróżnicowanie przestrzenne typów wsi
  6. Organy Ladegasta w poznańskiej Głuszynie – profil na FB
  7. Skarb z Głuszyny (o organach Ladegasta)

Obrazy ilustrujące artykuły są kompilacją materiałów z wikipedia.org, fotopolska.eu, kpbc.umk.pl, fbc.pionier.net.pl, dostępnych repozytoriów motywów graficznych oraz zdjęć własnych.