Słuchaj podcastu i obserwuj nas tam, gdzie Ci najwygodniej:
Mówi się, że przysłowia są mądrością narodów. Teza dość dyskusyjna, nie da się jednak ukryć, że w dawnych powiedzeniach i przysłowiach zaklęty jest obraz przeszłości – zwyczajów, stosunków społecznych i upodobań. Niektóre związki frazeologiczne oderwały się od kontekstu, w którym je formułowano, ponieważ ten kontekst zwyczajnie przestał istnieć. Tak jest z powiedzeniami o niedźwiedziach – zwierzętach znanych dziś głównie z bajek i ogrodów zoologicznych, dawniej zaś obecnych w… każdym szanującym się mieście.
Tresowane niedźwiedzie
W dawniejszych czasach bez skrępowania korzystano z rozrywek, jakie wiązały się z tresurą zwierząt. Dziś niektóre z nich określilibyśmy mianem mało wyszukanych lub nawet barbarzyńskich. Znane są ofiary wśród gwiazd ówczesnego „szołbizu”, a jedną z bardziej znanych jest chyba Hansken – słonica, o której mieliśmy okazję opowiadać w jednym z pierwszych odcinków podcastu. Tresowano też zwierzęta mniej egzotyczne – w tym między innymi niedźwiedzie. Większość szkolonych miśków, które przed wiekami odwiedzały polskie miasta, to absolwenci słynnej Akademii Smorgońskiej – „uczelni”, która kształciła gwiazdy ówczesnego przemysłu rozrywkowego. W pewnym momencie kadrę ośrodka stanowili niemal sami Cyganie, którzy następnie ruszali ze szkolonymi miśkami w drogę, ubarwiając tym samym jarmarczny krajobraz.
Niedźwiedź zdechł, dudy w miech – co to znaczy?
Tresowane niedźwiedzie tańczyły, robiły sztuczki, a nawet… grały na instrumentach. Pamiątką po tym niech będzie para rzeźb przechowywanych w toruńskim Ratuszu Staromiejskim. Muzykalne zwierzaki (jeden gra na dudach, a drugi na skrzypcach) zdobiły niegdyś przedproże jednej z kamienic. Z niedźwiedziami, które grały na dudach – czy też tańczyły do muzyki wykonywanej na tym instrumencie – wiąże się również przykurzone dziś powiedzenie. Dawniej mawiało się bowiem: niedźwiedź zdechł, dudy w miech – co oznaczało mniej więcej tyle, że impreza skończona, zero nadziei i game over. Wyszkolenie zwierzęcia zabierało sporo czasu i pochłaniało dużo środków. Nierzadko też niedźwiedź był jedynym źródłem utrzymania swojego właściciela. Kiedy więc umierał, widmo biedy i głodu zaglądało w oczy treserowi, a inwestycje związane z przysposobieniem kolejnego zwierza mogły przekraczać jego możliwości.
Co znaczy wodzić kogoś za nos?
Z niedźwiedziami wiąże się też inny związek frazeologiczny, który dziś nie jest już kojarzony z tymi zwierzętami. Mowa o wodzeniu kogoś za nos. Niedźwiedź to stworzenie potężne i niebezpieczne i aby „przekonać” go do tego, by wykonywał polecenia tresera, trzeba raczej uciekać się do forteli, niż stawiać na siłę. Nawet najsilniejszy człowiek jest przecież słabszy od najsłabszego dorosłego misia. Właśnie dlatego, by zachęcić niedźwiedzia do tańca, nie tylko podgrzewano posadzkę, na której stał, ale też mocowano łańcuch w jego nosie. Nos to czułe miejsce i nawet subtelne napięcie metalowej obrączki zamocowanej w przegrodzie mogło spowodować ból na tyle dotkliwy, że miś zaczynał tańczyć, jak grali mu treserzy.
Niedźwiedź w herbie Madrytu, Berlina, Berna, Permu i Mrągowa
Po szkolonych niedźwiedziach zostały jedynie wspomnienia, a przeciętny mieszczuch ma szansę spotkać misia najwyżej w zoo. Pamięć o dawnym znaczeniu tych zwierząt, nie tylko przecież na polu rozrywki, zachowała się jednak w miejskich herbach. Niektóre miasta zbudowały nawet potężny przekaz marketingowy wokół swoich miśków, czego przykładem niech będzie Berlin. Oprócz Berlina o niedźwiedziach nie zapominają Madryt, Berno, Perm oraz Mrągowo.

Przeczytaj więcej na ten temat:
- Ryszard Kiersnowski, Niedźwiedzie i ludzie w dawnych i nowszych czasach. Fakty i mity.
Obrazy ilustrujące artykuły są kompilacją materiałów z wikipedia.org, fotopolska.eu, kpbc.umk.pl, fbc.pionier.net.pl, dostępnych repozytoriów motywów graficznych oraz zdjęć własnych.