Słuchaj podcastu i obserwuj nas tam, gdzie Ci najwygodniej:
Czy Elbląg jest miastem bez perspektyw?
Trudno uciec przed wnioskiem, że Elbląg to najbardziej pokrzywdzone ze wszystkich polskich miast. Nie chodzi o to, co mogłoby w pierwszym rzędzie przyjść do głowy, gdy formułuje się takie zdanie – a zatem kwestie związane ze średnią wielkością, takim sobie rynkiem pracy i czymś, co popularnie określa się mianem „braku perspektyw”. Uczciwie trzeba bowiem podkreślić, że nie znamy Elbląga aż tak dobrze, by pozwalać sobie na stanowcze recenzje w tym zakresie. Trudno jednak uciec przed wrażeniem, że to miasto mogłoby wyglądać zupełnie inaczej, kwitnąc dawnym pięknem, gdyby nie tragiczne wydarzenia ostatniej wojny.
Gdańsk bogaty, Królewiec wielki, Elbląg warowny, Toruń piękny
Stare powiedzenie znane w Prusach Królewskich i Książęcych głosiło: Gdańsk bogaty, Królewiec wielki, Elbląg warowny, Toruń – piękny. Choć każdemu z miast przypisano jedną, zdaniem autora najbardziej charakterystyczną cechę, tak naprawdę każde z nich było bogate, wielkie, warowne i piękne. Burze dziejowe sprawiły jednak, że dziś porzekadło to nie do końca licuje ze stanem faktycznym. Nie skupiajmy uwagi na Gdańsku i Toruniu, a o Królewcu wspomnijmy tylko zdaniem. Tak – Królewca już nie ma. Podobnie zresztą jak Elbląga. Tego drugiego miasta, które jest naszym dzisiejszym bohaterem, prawie nie ma. Trzeba bowiem przyznać, że w porównaniu z Królewcem miało trochę więcej szczęścia.
Zniszczenia wojenne – nie tylko Warszawa i Gdańsk
Powszechnie znane są zniszczenia Warszawy, które stały się udziałem miasta na jesieni 1939, podczas sowieckich nalotów, ale przede wszystkim w Powstaniu. Jednak moglibyśmy się założyć, że w wypadku innych miast ostatnia wojna nie kojarzy się zaraz ze znacznym uszczerbkiem w substancji architektonicznej i urbanistycznej, nierzadko przecież cennej, historycznej i zabytkowej. No właśnie – nie kojarzy, a może powinna. Zniszczony był Poznań, Bydgoszcz oraz Lublin. Czasami były to naloty, innym razem planowe wyburzenia. W tej ostatniej kwestii należałoby wspomnieć o zagładzie Kalisza, choć ta przypadła akurat na czasy pierwszej wojny światowej.
Wracajmy jednak do wojny Hitlera. Planowe wyburzenia to również wspomniana już Bydgoszcz, bo tak właśnie załatwiono zachodnią pierzeję tamtejszego Rynku, niszcząc okazały kościół jezuitów i kilka kamienic. Jeśli natomiast chcemy powiedzieć o miastach zrównanych lub niemal zrównanych z ziemią, trzeba udać się na tereny, które w momencie wybuchu wojny należały do Niemiec, a w roku 1945 stały się udziałem Polaków – w ramach przyłączonych ziem nazywanych „odzyskanymi”. Potwornie zniszczony był zatem Wrocław i Szczecin, ogromne zniszczenia dotknęły Gdańsk oraz nasz Elbląg.
Układ przestrzenny miasta jest zabytkiem
Można powiedzieć, że tylko pozornie powojenny los tych miast, czy raczej koleje odbudowy, były podobne. W zasadzie były kompletnie odmienne. Poziom zniszczeń w każdym z przypadków przekraczał kilkadziesiąt procent, przy czym my postaramy skupić się na katastrofie substancji zabytkowej, pomijając w tych rozmyślaniach cele strategiczne i komunikacyjne, takie jak dworce, porty i fabryki. I tak na przykład, chociaż zniszczenia Wrocławia szacuje się nawet na 85 procent, spacerując po Starym Mieście możesz mieć wrażenie, że wcale nie było aż tak źle. Decyduje o tym skala ośrodka, ale też wynikająca z niej mnogość monumentalnych, historycznych, przeważnie sakralnych obiektów. Ważniejsze jest jednak to, że zabudowa z grubsza trzyma się średniowiecznej siatki i nawet jeśli budynki stojące na Starym Mieście są ordynarnymi bloczyskami, to przeważnie trzymają się w pierzejach. Ocalono zatem zabytek, jakim jest układ przestrzenny.
Jak odbudowano Gdańsk?
Zupełnie na pierwszy rzut oka najlepiej jest w Gdańsku, gdzie miasto zdaje się być materializacją snów o samym sobie. Można mieć wrażenie, że od XVII wieku nic się tu nie zmieniło i w tym sensie Gdańsk jest wprost perfekcyjnie zbudowaną dekoracją teatralną. Dodajmy tylko, że przede wszystkim w obrębie Głównego Miasta, bo nie cała aglomeracja dawnego emporium miała takie szczęście, a im dalej od Długiego Targu, tym większa swoboda w budowaniu miasta od nowa. Prawdę mówiąc, to nawet dość blisko głównej osi, bo już za linią Ogarnej, a już szczególnie za Podwalem Przedmiejskim, odbudowane miasto jest po prostu dość typowym osiedlem bloków z wielkiej płyty. Dość – ponieważ nie na każdym osiedlu stoją dwa monumentalne, gotyckie kościoły… Tu znów powtarza się odczucie, które można mieć we Wrocławiu – nawet jeśli jakaś część miasta bezpowrotnie straciła swój charakter, te ogromne gmachy są dobitnym znakiem łączności w czasie. Samo Podwale Przedmiejskie, czyli ruchliwa arteria, która przecina historyczną tkankę, to pewne podobieństwo, które łączy portowy Gdańsk z również portowym Szczecinem.
Szczecin po wojnie
Szczecin po wojnie „uporządkowano” w podobny sposób. Nad Odrą to Trasa Zamkowa i ulica Kardynała Wyszyńskiego bezpardonowo tną dawną substancję, czy raczej dzielą łyse pole, które zostało po bombardowaniach i planowych rozbiórkach. Interesujące są natomiast nowe architektoniczne pomysły na serce Szczecina. To między innymi postmodernizm w wydaniu nazywanym „retrowersją”.
Postmodernizm w wersji retro
No właśnie – postmodernizm w wydaniu retro. Jesteśmy w Elblągu. Historyczna zabudowa dumnego niegdyś miasta została w ponad 90, może nawet i 95 procentach, zdmuchnięta z powierzchni ziemi. Pierwszym aktem tragedii był srogi ostrzał czerwonoarmijnej artylerii, drugim zaś – wykorzystanie miasta jako wielkiego składu materiałów budowlanych. Dość powiedzieć, że wywieziono stąd blisko 20 milinów sztuk cegieł… Kilka dekad po wojnie centrum Elbląga wyglądało jak wielki trawnik, na którym – jako ostatnie wspomnienie nieprzeciętnego znaczenia miasta – wyrastały ruiny imponującego kościoła św. Mikołaja oraz kościoła podominikańskiego. Stało też kilka starych kamienic, które w kontekście całości zniszczeń można by określić mianem niemal nietkniętych.
Powiedzmy dwa słowa o postmodernistycznych retrowersjach, bo to właśnie tu – w Elblągu – nie tylko zrealizowano liczne obiekty w tym duchu, ale ukuto też określenie, którym możemy je opisać. „Retrowersja” to termin wymyślony przez panią Marię Lubocką-Hoffmannową – wojewódzką konserwator zabytków w Elblągu. Elbląskie retrowersje to próba opowiedzenia o historii hanzeatyckiego portu – miasta, którego urodą w niczym nie ustępowała Toruniowi i Gdańskowi. O czym więc opowiadają współcześni architekci?
Elbląg przed wojną
Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę grafiki frazę „Elbląg przed wojną” albo też frazę pokrewną, a ujrzymy miasto gęsto wypełnione kamienicami mieszczańskimi o metryce nierzadko średniowiecznej. Możemy tylko wyobrażać sobie, w jak wielu miejscach domy te posiadały oryginalne elementy wyposażenia czy imponujące dekoracje, takie jak malowidła ścienne. Sześćset kamienic, z których przetrwało… góra sześć. Kiedy patrzysz na te fotografie, widzisz zapis harmonijnej i organicznej rozbudowy. Nie brak kwartałów wypełnionych domami o dwóch, trzech osiach – i chociaż noszą kostiumy XVII-wieczne, są to zapewne domy jeszcze średniowieczne. Przy wydłużonym Starym Rynku dostrzeżesz natomiast kamienice o modnych elewacjach historyzujących. Być może to obiekty zbudowane od podstaw w miejscu wyburzonych starszych, być może po dwa lub trzy starsze domy, scalone i zaadaptowane na nowe potrzeby i pod nowy gust.
Dostrzeżesz też nowoczesne, imponujące, wielkomiejskie domy towarowe, a do tego obowiązkowy tramwaj – atrybut nowoczesności i miejskości przez wielkie „M”. Jest w tym ciągłość i ręka gospodarzy, którzy przemeblowują salon, wstawiają tam modne bibeloty, ale dbają też o cenne pamiątki przeszłości. Rok 1945 to dramatyczne zerwanie ciągłości – zagłada murów, ale też praktycznie kompletna wymiana ludności.
Jak odbudowano Elbląg?
Elbląg odbudowano dokładnie takim samym, jakim był przed wojną, jednocześnie budując miasto, którego nigdy tam nie było. Jak to rozumieć? Ano praktycznie żadna lub prawie żadna kamienica nie jest drobiazgową rekonstrukcją swojej poprzedniczki, ale jednocześnie udało się stworzyć tkankę, która – jeśli chodzi o różnorodność form – w niczym nie ustępuje miastu sprzed zagłady. Jednym z ostatnich miejsc, które czeka na „retrointerpretację”, jest natomiast nadbrzeże rzeki Elbląg. O tym , jak wielkie znaczenie w historii miast mają rzeki, nikogo chyba nie trzeba przekonywać. Nikogo też nie trzeba przekonywać, że domknięcie waterfrontu będzie też domknięciem odbudowy Elbląga.
Przekop Mierzei Wiślanej
A skoro już o wodzie mowa – to właśnie dzięki niej Elbląg stał się wielkim i liczącym się miastem. Wiewiórki donoszą, że jest szansa na powtórkę z rozrywki, ponieważ przekop Mierzei Wiślanej może na powrót uczynić z miasta liczący się port. Faktyczne perspektywy czy raczej propagandowa gadanina? Hanzeatyckiemu emporium z serca życzymy, by to pierwsze!

Przeczytaj więcej na ten temat:
- Bohdan Rymaszewski, O przetrwanie dawnych miast
- Maria Lubocka-Hoffmann, Powojenna odbudowa miast w Polsce a retrowersja Starego Miasta w Elblągu
- Elbląg, trzydzieści pięć lat retrowersji
- Ewa Węcławowicz-Gyurkovich, Powroty do przeszłości w centrach miast historycznych
- Mity odbudowy Głównego Miasta w Gdańsku
- Jacek Friedrich, Odbudowa Głównego Miasta w Gdańsku w latach 1945-60
- Zniszczenia wojenne w Bydgoszczy
- FILM: Elbląg (Elbing) w latach 30. XX wieku
Obrazy ilustrujące artykuły są kompilacją materiałów z wikipedia.org, fotopolska.eu, kpbc.umk.pl, fbc.pionier.net.pl, dostępnych repozytoriów motywów graficznych oraz zdjęć własnych.