Słuchaj podcastu i obserwuj nas tam, gdzie Ci najwygodniej:
Dziś jesteśmy w Barcelonie i zastanowimy się, czy Gaudi był masonem. No dobrze – tak naprawdę to paskudny i prostacki clickbait. Zastanowimy się nad innymi rzeczami, ale faktycznie naszym bohaterem jest kataloński geniusz, a jeśli starczy nam czasu, odniesiemy się również do doniesień o jego powiązaniach z masonerią.
Barcelona = Gaudi
Gaudi jest synonimem Barcelony. Kiedy myśli się o katalońskiej metropolii, myśli się Gaudim i o Gaudim. Jego Sagrada Familia to kwintesencja ikoniczności, a gdyby szukać w encyklopedii hasła „ikona architektury”, z pewnością byłoby ono zilustrowane barcelońskim kościołem. Zresztą cały dorobek Gaudiego, a już na pewno „Kamieniołom”, Park Güell, Dom Batllo i wspomniana świątynia, to silne znaki w zbiorowej wyobraźni. Można nie wiedzieć, gdzie dokładnie leży Barcelona, można nigdy tam nie trafić, ale i tak ma się w głowie półkę, na której stoją – jedno przy drugim – niepowtarzalne dzieła Gaudiego.
Nowa dzielnica Barcelony: Eixample, czyli rozbudowa
W latach 50. XIX zburzono mury obronne otaczające starą Barcelonę. Powstał wówczas zamysł, by przestrzeń między miastem i rozciągającymi się w oddali miasteczkami – Sants, Sant Andreu i Gracia – wypełnić zwartą tkanką, rozszerzając tym samym obszar Barcelony. Plan rozbudowy opracował Ildefonso Cerdá Suñer. Jego pomysł przewidywał stworzenie miasta bezpiecznego, higienicznego, przewiewnego, zielonego i egalitarnego. Przyjęto jednak plan jego konkurenta, po czym odrzucono go, przywracając plan Cerdy, tyle tylko, że ze znaczącymi zmianami. Ostatecznie więc wyzbyto się egalitarności i łatwo dostępnej zieleni, a domy, które z początku miały być raczej niskie, zaczęły rosnąć do rozmiarów „normalnych” wielkomiejskich kamienic. Dzielnica wytyczona przez Cerdę wyróżniała się regularną siatką ulic, które krzyżowały się pod kątem prostym (z małymi wyjątkami, jak nomen omen Diagonal), i cięły miasto na kwadraty o boku stu trzydziestu trzech metrów i trzydziestu centymetrów. Tak utworzone kwartały miały być otwarte po jednej stronie, by umożliwić łatwy dostęp do zieleni, ale w większości przypadków wygrała chęć wzbogacenia się właścicieli gruntów, a tereny zielone zniknęły.
O dzielnicy Cerdy i jego poważnym wkładzie w światową urbanistykę można by opowiadać dłużej. Już nawet sam nagrobek inżyniera (można go znaleźć na barcelońskim cmentarzu Montjuïc wart jest uwagi, bo wyrzeźbiono na nim makietę charakterystycznego planu dzielnicy. Wracajmy jednak do opowieści o głównym bohaterze i jego dziele życia.
El Temple Expiatori de la Sagrada Familia
Centrum Eixample stanowi plac, na którym wznosi się Sagrada Familia. Nie jest to centrum geometryczne i geograficzne – w tym sensie to raczej skraj. Na pewno jednak to serce i duchowy środek dzielnicy. Pod budowę kościoła wyznaczono plac o wymiarach 120 na 80 metrów, położony przy Carrer de Mallorca. Teren ten u schyłku lat 60. XIX w. zakupił Josep Maria Bocabella – założyciel Związku Wielbicieli Świętego Józefa. Z początku nie planował budować tu ikony. Miano po prostu postawić duży kościół odziany w modny wówczas, neogotycki kostium. Roboty podjął się znany w diecezji architekt – Francisco de Paula Villar i Lozano, który miał na koncie między innymi prace restauratorskie przy kościele Matki Bożej Sosnowej (Santa Maria del Pi). Pan Franciszek szybko jednak pokłócił się ze zleceniodawcą, zdążywszy ukończyć jedynie krypty. Prace zlecono więc Joanowi Mar-torellowi, ten jednak odmówił, co otworzyło szansę przed Gaudim. Antonio miał wówczas trzydzieści jeden lat i raczej nie spodziewał się, że staje właśnie przed dziełem swojego życia. Dziełem, któremu poświęci kolejne czterdzieści trzy lata. Na pewno nie przewidywał też, że zostanie pochowany w krypcie kościoła, który przyszło mu budować. Dodajmy tylko, że mowa o tej samej krypcie, którą – jako jedyny element pierwotnego planu – zdążył zbudować Villar. Był rok 1883, a młody Antonio, ochoczo zabierając się za robotę, miał powiedzieć: Sagrada Familia będzie kościołem ze wszech miar opatrznościowym, bowiem znajduje się w centrum miasta, a także w centrum barcelońskiej równiny, w identycznej odległości pomiędzy górami i morzem, pomiędzy Saints a Sant Andreu. Identyczna odległość dzieli go także od rzek Besós i Llobregat. Nie ma przypadków, są tylko znaki. Nikt nie spodziewał się ikony, ale właśnie zaczęto ją budować.
Wszystkie katedry Gaudiego
Miłośnicy literatury lekkiej i przyjemnej znają zapewne Katedrę w Barcelonie pióra Ildefonso Falconesa – i być może to pierwsze skojarzenie, jakie staje im przed oczyma, gdy myślą o barcelońskiej katedrze. Trzeba jednak wiedzieć, że Santa Maria del Mar, która jest główną „bohaterką” fabuły, wcale nie jest katedrą, a funkcję tę pełni kościół św. Krzyża i św. Eulalii. To właśnie przy pracach restauratorskich tej ostatniej brał udział Gaudi, równolegle rozpoczynając budowę kościoła Świętej Rodziny. Antonio restaurował też katedrą w Palma de Mallorca, a pośród innych sakralnych realizacji, których się podjął, trzeba wymienić kościół w Colonia Güell oraz dom sióstr z zakonu św. Teresy.
Sagrada Familia – etapy budowy
Można powiedzieć, że wielkim talentem Gaudiego, nie licząc oczywiście nieprzeciętnych zdolności architektonicznych, była umiejętność sprzedaży bezpośredniej. Inicjator przedsięwzięcia, wspomniany już pan Bocabella, był człowiekiem, który nie znosił sprzeciwu. Pozostaje zatem wielką tajemnicą, jakim cudem dał się odwieść od pomysłu na kostium neogotycki, decydując się na formę co najmniej oryginalną. Trzeba zresztą dodać, że Gaudi często stawiał na swoim.
Należy pamiętać, że od samego początku kościół wznoszony był z datków wiernych (i nic w tej kwestii nie zmieniło się do dziś). Właśnie dlatego inicjatorzy przedsięwzięcia zdecydowali, by budowę korpusu rozpocząć od fasady Męki Pańskiej. Ta część wznoszonego kościoła byłaby najlepiej widoczna z miasta, stanowiąc jednocześnie silną zachętę do zainteresowania się budową, a w konsekwencji – jej wsparcia. Gaudi zdecydował jednak, że trzeba zacząć od fasady Narodzenia, ponieważ przygnębiający przekaz Męki mógłby raczej odstręczyć potencjalnych sponsorów. Tak też uczyniono, a fasada Narodzenia została przyozdobiona detalem, który – choć nadzwyczaj kunsztowny – jest łatwy w odbiorze i zrozumieniu.
Gaudi i samowola budowlana
Przygód nie brakowało również na innych budowach. Słynna Casa Milà powstała niemal jako samowola. Barceloński ratusz co rusz czepiał się, że obiekt nie spełnia określonych wymogów. Pisma urzędowe słano jedno za drugim, podczas gdy Gaudi budował, budował i budował. Urzędnicy protestowali nawet wtedy, gdy z ziemi wystawały już cztery kondygnacje. Jednym z zarzutów było na przykład, że kolumna wspierająca kamienicę wchodzi zbyt głęboko w chodnik Passeig de Grácia. Zdenerwowany Gaudi miał wówczas powiedzieć, że odetnie ją jak kawałek sera, ale ani na chwilę nie wstrzymał robót. Sprawiał wrażenie człowieka, który dobrze wie, że kto pyta o zgodę, ten czeka na zgodę. Robił więc swoje, nie tyle może licząc na to, że „jakoś to będzie”, ale wiedząc, że będzie dokładnie tak, jak nakreślił to w genialnej wizji.
Metoda pracy Gaudiego, czyli budować całym sobą
Gaudi budował całym sobą. Choć fasada Męki Pańskiej powstała już po jego śmierci, artyści pracujący nad tą częścią kościoła opierali się na dokładnych planach i koncepcjach architekta. Biografowie Gaudiego sądzą, że sugestywność, z jaką oddano cierpienie Chrystusa, jest owocem osobistego cierpienia, którego doświadczył. To wspomnienie po tym, jak w roku 1911 rozchorował się poważnie, zapadając na gorączkę maltańską.
Praktycznie całą karierę zawodową osnuł wokół wielkiego kościoła. Z początku realizował też inne projekty, ale od roku 1910 zajął się wyłącznie świątynią. Ostatecznie też zamieszkał w izdebce na budowie, która stała się jednocześnie sypialnią i biurem głównego architekta. Metodą pracy Gaudiego było skupienie się na makietach, które oddawały ogólny zamysł i kierunek, w którym miała iść budowa. Ciągle też pracował nad detalem i oryginalnymi rozwiązaniami konstrukcyjnymi, a plac budowy stawał się wielkim eksperymentarium i miejscem poszukiwań.
Jak działa bomba Orsiniego?
Detal rzeźbiarski, w jaki Gaudi wyposażył swoje dzieła, niezmiennie budzi sensacyjne zainteresowanie jego związkami z masonerią. Powiązania architekta z tajnymi stowarzyszeniami zostawmy jeszcze na chwilę, choć szczegół, na który zwrócimy zaraz uwagę, ma zasadniczy związek z karbonariuszami. Interesująca jest bowiem rzeźba przy wejściu do Kaplicy Różańcowej Kościoła Świętej Rodziny. Figura przedstawia anarchistycznie usposobionego robotnika, któremu sam diabeł daje do rąk bombę. To ładunek nie byle jaki, bo tak zwana bomba Orsiniego. Orsini, wraz z „dobrymi kuzynami”, zasłynął próbą zamachu na życie Napoleona III, a narzędziem nieudanego aktu terroru miała być bomba wypełniona piorunianem rtęci.
Loża masońska Gran Oriente Español
Wyobraźnię zwiedzających pobudzają detale i przedmioty zaprojektowane dla Parku Güell. Znajdziemy tam odwrócone pięcioramienne gwiazdy oraz ekierki, a także prawdziwy hit – atanor, czyli piec alchemika. Jednak czy dysponujemy jakimiś konkretnymi informacjami na temat związków Gaudiego z masonami? Owszem! Gaudi odpowiadał za dekorowanie sali, w której odbywały się spotkania Gran Oriente Español, loży założonej przez Miguela Morayta. Na ścianach zaprojektowanego przez niego kasyna umieszczono między innymi takie hasła – „Nie ma nic potężniejszego niż braterstwo”, „Przyjacielu, bądź solidarny, wyznawaj Dobroć!”, „Chcesz być człowiekiem nauki? Bądź dobroduszny”, „Pobudźmy ludzkość do miłosierdzia”, „Niech żyje szlachetność serca, ono jest życiem”. Gaudi nie stronił też od prac na zlecenie innych „braci” – w tym wypadku również braci rodzonych – Josepa i Eduarda Fontserè, tworząc wraz nimi Park Cytadeli. Co jednak szczególnie interesujące, a wręcz wstrząsające, Gaudi nawet na chwilę nie przestał być publicznie praktykującym katolikiem.
Gaudi i wzornictwo przemysłowe
Ale Antonio Gaudi to nie tylko ikony. Architekt zostawił po sobie sporo „drobiazgów”, które w zestawieniu z jego największymi dziełami można by uznać za wprost niepozorne. Przykłady? Proszę bardzo – choćby budynek sanitarny, czyli po prostu ubikacja, na terenie spółdzielni La Obrera Mataronese. Do tego latarnie uliczne z Plaça Reial, ale też armatura łazienkowa, stolarka, okucia, klamki, wreszcie całe meble – ze słynnym dwuosobowym krzesłem na pięciu nogach. Można mieć wrażenie, że geniusz Gaudiego objawiał się nie tylko fajerwerkami w postaci najgrubszych realizacji, ale towarzyszył każdemu jego krokowi. Wątpliwość wygłoszona przez dyrektora Escola d’Arquitectura, gdy ten wręczał dyplom dwudziestopięcioletniemu młodzieńcowi, znalazła wreszcie rozwiązanie – Nadaliśmy tytuł wariatowi albo geniuszowi, czas pokaże.
Czy warto być architektem?
Gaudi napisał kiedyś, że budowa świątyni jest celem ostatecznym architektury. Warto dodać, że ten kategoryczny wniosek sformułował kilka lat przed tym, gdy zabrał się za budowę kościoła Świętej Rodziny. Był rok 1878, a Antonio co dopiero uzyskał dyplom. Można zatem powiedzieć, że wszedł do branży z silnie ukształtowanym rozumieniem misji i istoty swoich obowiązków – że nawet przez chwilę nie błądził po omacku, poszukując sensu pracy architekta. Gaudi spostrzegł, że trudności we wznoszeniu katedr nie biorą się z ograniczeń technicznych. W tym względzie dysponujemy przecież wieloma wspaniałymi rozwiązaniami, których nie mieli nasi przodkowie. Problemem jest kondycja duchowa. Jak zauważył – Minął ten czas, kiedy wiara i entuzjazm religijny były w stanie wznosić nieskończoną liczbę katedr. Gaudiemu nie zabrakło ani jednego, ani drugiego.

Przeczytaj więcej na ten temat:
- Zdzisław B. Kohutek, Gaudi i jego barcelońskie majstersztyki, cz. 3
- Gaudi, katalog
- Robert Hughes, Barcelona
Obrazy ilustrujące artykuły są kompilacją materiałów z wikipedia.org, fotopolska.eu, kpbc.umk.pl, fbc.pionier.net.pl, dostępnych repozytoriów motywów graficznych oraz zdjęć własnych.